Poznałam mężczyznę w piwnicy Van Gogha. Był piękny I prawdziwy jak obraz ” jedzący ziemniaki”. Miał brudne buty, ale nie zachowywał się jak ktoś kto nie miał innych.
Jego głos był ciepły i przyjemny jak kardamon. Obudził ciekawość w moim samotny ciele I duszy. Był trochę nieokrzesany w zachowaniu.
Siedział za blisko cały wieczór jakby wszechświat pchał go w moja stronę. Jeśli ja mam w oczach kosmos jak twierdzi moja mama, to on ma czarna dziurę- idealnie czarna I przyciągająca. Pił wino z nadzieją I szukał mojego wzroku. Rozmawiał ze mną I czekał na mój śmiech. Brałam udział w tym przedstawieniu. Nie znałam go, ale czułam że trochę go potrzebuje.
Zaprosił mnie do tańca, wszystko szło gładko. Czułam że już wiele razy powtarza ten scenariusz. Próbowałam coś zmienić w swojej roli, żeby ten wieczór był dla niego też wyjątkowy. Tańczyliśmy do latynoskiej muzyki, on bardzo do niej pasował, ja do niego. Wyglądałam przy nim jak kobieta drobna i łagodna. Dotknęły się nasze włosy i splotły szyje. Na chwile w tańcu mogłam mu zaufać i zapomnieć o jego butach.
by Kasia