Śniło mi się, że obudziłem się w jakimś arabskim kraju,
i podróżowaliśmy minibusem,
próbując uciec; nie wiem przed czym.
Potem zmieniliśmy transport; nie wiem dlaczego.
Może, żeby nie zostawiać śladów.
Potem wsiedli jacyś uzbrojeni inspektorzy.
Mieliśmy bilety; moja matka, siostra, przyjaciel i ja.
Nasz sąsiad nie.
Zabrali nam jakieś rzeczy do kontroli.
Nigdy ich nie zwrócili.
Zabrali mi buty, bo były mokre.
Zabrali 25 tysięcy dolarów z konta mojego przyjaciela.
Łza spłynęła mu po policzku. Powiedział, że to wszystkie jego oszczędności.
Powiedziałem, zróbmy coś. Moja rodzina powiedziała: Nie widzisz?
Zabrali naszego sąsiada i już nie wrócił.
Potem obudziłem się w Polsce i byłem przygnębiony,
ponieważ był to najbardziej realistyczny sen, jaki kiedykolwiek miałem,
z wyjątkiem tego, że wydarzył się w kraju arabskim.
Myślę, że w mojej argentyńskiej podświadomości,
arabski i polski to synonimy
ponieważ oba są dla mnie równie egzotyczne.
*