Kolonizacja Marsa rozpoczęła się na długo przed zdobyciem odpowiednich środków. Zaimprowizowaliśmy paraterraformację tej planety, podobnie jak rodzice którzy nabierają doświadczenia w trakcie wychowania dzieci. Było to ostatecznie możliwe tylko dzięki inżynierii genetycznej, ponieważ istniała nieunikniona przeszkoda w zamieszkiwaniu czerwonej planety przez ludzi: nasza fizyczna adaptacja do Ziemi. Podsumowując: nie skolonizowaliśmy Marsa, ale stworzyliśmy Marsjan na Marsie. Jak możecie sobie wyobrazić, nie był to genialny pomysł, ale dokonaliśmy tego tym samym zapoczątkowując nową historię ludzkości.
Wszystko zaczęło się od polityki na początku dwudziestego drugiego wieku. Na Ziemi znajdowało się o wiele więcej terenów o sprzyjających warunkach do życia niż na Marsie, ale za nami były czasy aneksji i kolonizacji lądu. Globalizacja zjednoczyła wszystkie kraje świata, a prawa międzynarodowe sprawiły, że wojny między narodami i militarne działania stały się nieopłacalne. Kończyła się także kolonizacja gospodarcza. Eksploatacja ziemi i zasobów innego kraju była nadal możliwa, ale imigracja stała się luksusem, na który żaden kraj już nie mógł sobie pozwolić. Świat był już wystarczająco przeludniony, więc globalni regulatorzy narzucili limity liczby ludności. Po globalnej zapaści klimatycznej, miejsca nadające się do zamieszkania osiągnęły maksymalną liczbę mieszkańców, a prawo międzynarodowe położyło kres budowie wysp, więc dołożono wszelkich starań, aby z pustynnych obszarów uczynić miejsca gościnne. Jednakże z powodu ograniczenia ziemskich możliwości, nie było miejsca na dalszą ekspansję. Ujście dla tego ekspansjonistycznego impulsu znaleziono w kolonizacji Marsa. Takie przedsięwzięcie było możliwe tylko dzięki połączeniu sił, dlatego powstała Międzynarodowa Wspólnota Odkrywców Marsa. Finansowano ją zarówno ze środków prywatnych jak i publicznych, a każdy partycypant otrzymał udział na Marsie, z którego miałby duży zysk gdyby kolonizacja się powiodła. W pewnym sensie było to przedsięwzięcie altruistyczne, ponieważ zajęłoby prawie wiek, aby doczekać się rezultatów. Jednak, jak w przypadku innych akcji, gdy kolonizacja Marsa stała się pewniejsza, wartość udziałów Marsa wykładniczo wzrosła, a wtedy wielu spekulantów zainwestowało ogromne sumy.
Natomiast, wielu innych czekało tylko na ekstazę. Ci uzależnieni od adrenaliny najchętniej walczyli o pierwsze miejsca w ekspedycjach. Pomysł był prosty: mieszkać w kopułach i podziemnych, hermetycznych, bąbelkowych miastach, jednocześnie paraterraformując planetę i budując światowy dom. Do czasu utworzenia samowystarczalnej kolonii, koszt energii tego projektu wynosił około tysiąc eksadżuli na jego uruchomienie i setki eksadżuli rocznie na jego utrzymanie. W tym czasie mieliśmy już pojemność energetyczną w postaci nanomateriału, który mógł zamieniać promieniowanie w energię, a na Marsie było go mnóstwo. Pierwszym krokiem było znalezienie najlepszego międzyplanetarnego systemu podróżowania: Wybrano rotovator, ponieważ mógł pomóc nie tylko w wystrzeliwaniu, ale także w lądowaniu rakiet. Pomogło to radykalnie zmniejszyć stosunek mas rakiet, ponieważ można było je wystrzelić, przywiązując do obrotowych skyhooków krążących wokół Ziemi. Rakiety nie musiały już przewozić tak dużej ilości paliwa, co czyniło je bezpieczniejszymi i bardziej ekonomicznymi. Sam projekt rotovatora zabrał całemu światu trzy dekady, ale był tego wart. Następnym krokiem było uczynienie z Marsa siedliska ludzkiego, czyli natlenionego miejsca chronionego przed promieniami kosmicznymi, ciepłego i pod odpowiednim ciśnieniem, aby ziemskie organizmy mogły przetrwać. Brak grawitacji wpływa na degradację kości, a to oznaczało wielką przeszkodę. Konieczne było korzystanie z bionicznych egzoszkieletów, które pomogły zachować integralność struktury kostnej. Były cały czas noszone i zdejmowane tylko w łóżkach i innych powierzchniach z polami grawitacyjnymi. Pionierzy marsjańscy niczym budowniczy, rozbijali obozy na miejscu. Jednak ci ludzie byli ponadto kolonistami odpowiedzialnymi za zasiedlenie nowej planety. Ich dzieci zostały genetycznie zmodyfikowane, aby przetrwać w marsjańskim środowisku. Pomimo stosowanych osłon, leków i inżynierii genetycznej, promieniowanie było główną przyczyną śmierci wśród kolonistów. Ciała wielu ludzi po prostu nie mogły przetrwać adaptacji ewolucyjnej. Etap końcowy, aby móc przeżyć na Marsie, polegał na połączeniu paraterraformacji z inżynierią genetyczną. Niektóre pierwiastki, takie jak azot, stały się naprawdę cenne dla kolonii ze względu na ich niedobór. Ładunki tych podstawowych pierwiastków musiały być stale wysyłane z Ziemi przez prawie sto lat, zanim planeta stała się samowystarczalna. Pełną paraterraformację Marsa osiągnięto jednak kilka wieków po pierwszym skolonizowaniu, a do tego czasu Marsjanie nie mogli już znieść warunków na Ziemi, chyba że zostali przeprojektowani w Ziemian w momencie narodzin. W przeciwnym razie musieli nosić egzoszkielety podczas pobytu na naszej planecie.
Proces paraterraformacji rozpoczął się kilkadziesiąt lat przed przybyciem pierwszej partii kolonistów. Byli to głównie inżynierowie, górnicy i geolodzy. Chociaż mieszkali w podziemnych tunelach pozostawionych przez wygasłe wulkany, musieli pracować na zewnątrz, będąc narażeni na promieniowanie kosmiczne. Jednak zdali sobie sprawę, że ciągłe promieniowanie nie jest tak złe, jak wcześniej sądzono. Ciało przyzwyczaja się do niego, a za pomocą jednościennych nanorurek węglowych zwanych trojańskimi nanowektorami udało się przeciwdziałać krótkoterminowym skutkom promieniowania. Egzoszkielety pomogły manewrować na powierzchni Marsa i zapobiegać utracie gęstości kości. Rozbłyski słoneczne, podobnie jak na Ziemi huragany i tsunami, były dla obywateli Marsa czymś do czego przywykli. Po prostu uważali na nie i szukali natychmiastowego schronienia, gdy nadchodziły. Inną pospolitą cechą Marsa były deszcze meteorów. Meteory, dopóki nie rozpadły się na małe cząstki, musiały zostać zestrzelone, gdy tylko weszły w cienką marsjańską atmosferę. Te deszcze meteorów stały się nowym zjawiskiem meteorologicznym i wszyscy byli ostrzegani z góry, aby mogli schronić się na czas. Zdarzały się wypadki śmiertelne i uszkodzenia infrastruktury, ale nic, co mogłoby zagrozić kolonizacji tej planety.
Podziemna kolonizacja Marsa trwała ponad wiek. Nie podjęto żadnych rzeczywistych wysiłków w kierunku terraformacji Marsa, ponieważ nie było to technologicznie możliwe ani ekonomicznie praktyczne. Miano teorię, ale nie miano środków, aby to zrobić. Kolosalny wysiłek paraterraformacji był porównywalny z wysiłkiem kolonistów nowego świata w drugim tysiącleciu. Potrzebne były ogromne ilości kapitału, a niektóre technologie, które by to umożliwiały, jeszcze nie istniały. Była jednak kluczowa różnica. Pierwsi koloniści poszukiwali raju do podbicia, podczas gdy nowi wyobrażali sobie raj we wrogim środowisku. Ale na początku dwudziestego czwartego wieku nareszcie byli gotowi do umiejscowienia pola dipolowego na Punkcie Libracyjnym Mars L1. Ten projekt trwał pół wieku, a kiedy został ukończony, zapobiegł dalszej erozji atmosfery i wyjałowienia powierzchni Marsa przez wiatr słoneczny.
Po wykonaniu tej czynności zaczęto tworzyć kopulaste lasy. Do tej pory ludzie żyli pod grubymi warstwami węglowych ścian, aby chronić się przed promieniowaniem, a oświetlenie otrzymywali sztucznie. Sytuacja zmieniła się jednak, gdy pojawiły się lasy uprawiane wewnątrz ciśnieniowych megakopuł wykonanych z nowo opracowanych sprężystych, przezroczystych, odpornych na promieniowanie materiałów. Zaczynając od małych kraterów, te struktury zostały ostatecznie zbudowane na największych miejscach uderzenia meteorytów: basenach Hellas i Borealis. W tych strzelistych megakopułach, podgrzano atmosferę za pomocą superwęglanów. Gazy siarki i fluoru były najczęściej używane do tworzenia efektu supercieplarnianego. Poprzez elektrolizę kwas został odjęty od marsjańskiej wody, w ten sposób otrzymano jako produkt uboczny tlen, który do tego momentu był ceniony przez kolonistów jak złoto. Kwas użyto następnie do rozpuszczenia dwutlenku węgla, uwalniając pierwiastek ten do przeszklonej atmosfery. Niektóre kopuły zostały strategicznie zbudowane na marsjańskich czapach lodowych, które następnie stopiono, aby uzyskać wodę i parę jako produkt uboczny, niezbędny do jeszcze większego ogrzania szklistej atmosfery. Gdy temperatura została naturalnie podniesiona do wyższego poziomu, w szklarniach masowo rozpoczęto hodowle cyjanobakterii, co w rezultacie doprowadziło do natlenienia atmosfery. Następnie w tych zielonych kieszeniach uprawiano rośliny i drzewa w celu stabilizacji atmosfery dla upraw. Po raz pierwszy od stuleci koloniści Marsa mogli mieć dostęp do naturalnie uprawianych zbóż i warzyw. Nareszcie też ludzie mieli możliwość spacerowania po lasach i spoglądania na słońce przez gęste korony drzew. Kieszenie szklarniowe rozprzestrzeniły się dookoła, aż otoczyły każde kopulaste miasto. W dwudziestym piątym wieku, za pomocą świetlików przebijanych w regularnych odstępach w kopułach i otaczającym je lesie, Marsjanie mogli ponownie otrzymywać naturalne światło słoneczne.
Wraz z nadejściem naszej nowoczesnej nanotechnologii, bańkowe miasta stały się jeszcze bezpieczniejsze, a Mars zyskał status planety nadającej się do zamieszkania. Jednak, ciśnienie atmosferyczne nadal jest problemem wśród podróżników międzyplanetarnych. Marsjanie, którzy przybywają na Ziemię lub Ziemianie, którzy udają się na Marsa, muszą cały czas nosić specjalny kombinezon egzoszkieletowy. Na szczęście nasza obecna technologia umożliwiła to z zerowym ryzykiem awarii i minimalnym dyskomfortem. Ludzie często migrują między planetami i szybko przyzwyczajają się do swoich egzoszkieletów, tak samo jak przyzwyczajamy się do noszenia na co dzień odpowiedniego ubrania. Odbywa się to rutynowo, jak golenie się lub nakładanie makijażu w waszych czasach, i bez zakłócania żadnej aktywności fizjologicznej, nawet kąpieli pod prysznicem.
Dziś zamieszkujemy dwie Ziemie. Mars jest naszą siostrzaną planetą i dbamy o nią na równiz Ziemią. To nasz nowy świat, miejsce dla poszukiwaczy przygód. Jest w nim trudniej niż tu na Ziemi, ale to właśnie przekonuje wielu do emigracji. Z drugiej strony wielu Marsjan przybywa na Ziemię, aby podziwiać Stary Świat. Jest nostalgia i poczucie czci wobec Matki Ziemi. Mars to także najlepsze miejsce na wygnanie w przypadku radykalnych zbrodni, chociaż minęło dużo czasu, odkąd ta kara społeczna była ostatnio konieczna. Wyrzucenie kogoś ze społeczeństwa, czyli ostracyzm, to najgorsza sankcja, jaką można otrzymać w dzisiejszych czasach. Zatwardziałym przestępcom wciąż daje się szansę, by mogli zacząć żyć od nowa w nowym świecie a długi przez nich zaciągnięte z powodu przestępstw spłaca całe społeczeństwo. Ponieważ jednostki i społeczeństwo są ze sobą powiązane, wydaje się logiczne, że za każdą zbrodnię popełnioną przez jednego z jego członków musi odpowiedzieć całe społeczeństwo, co powinno zadośćuczynić poszkodowanym osobom.
Wiem, że paraterraformacja Marsa może być bardzo interesująca dla naukowców, a nawet laików z waszej ery, ale nie jest ona przedmiotem tej książki, więc będę musiał was wszystkich rozczarować, skracając ten temat. Jestem pewien, że w niedalekiej przyszłości zostaną nagrane książki naukowe, aby przekazać wam technologię, ale ja nie jestem naukowcem. Oto rzecz, którą chciałbym wyjaśnić: przekazywanie informacji z przyszłości do przeszłości. Jak dobrze wiecie z teorii względności, kontinuum czasoprzestrzenne można zmienić. Równanie Einsteina wykazuje, że energia jest skorelowana z masą, a stała Plancka pokazuje, że energia jest skorelowana z częstotliwością, to znaczy z czasem. Oznacza to, że masa jest powiązana z czasem. Nie ma czasu tam gdzie nie ma masy. Nie ma też masy bez ruchu we wszechświecie, chyba że weźmiemy pod uwagę ideę wiecznej substancji lub istoty, która jest nieruchoma w czasie. Ten dwudziestowieczny fundament pomógł zbudować teorię stojącą za dzisiejszą technologią podróży w czasie. Ponieważ wszyscy nieustannie zmierzamy w przyszłość, podczas tej podróży możemy zrobić lukę w przeszłości. Dlatego technicznie rzecz biorąc podróż w przeszłość jest niemożliwa. To, co robimy, to podróż do przyszłości przez zagiętą przestrzeń, która mija przeszłość. Ma to wiele implikacji dla podróżowania w czasie. Zmienia się przeszłość, ale także przyszłość. To tak, jak przywieźć pamiątki lub wspomnienia z zagranicy. Oczywiście możemy również zmieniać przeszłość lub wspomnienia innych ludzi, ale, o dziwo, ich teraźniejszość pozostaje taka sama. To zjawisko fizyczne nazywa się: zderzeniem z rzeczywistością. Przeszłość jest plastyczna, tak samo jak przyszłość, ale teraźniejszość wydaje się być wykuta w kamieniu.
Tylko informacja może podróżować z prędkością światła. Nie ma więc możliwości fizycznego podróżowania. W praktyce oznacza to, że ludzie z przeszłości mają wizje przyszłości: przeczucia, jeśli chcecie. Potrafią przewidzieć przyszłość. To wszystko, co wiąże się z podróżowaniem w czasie. Istnieje również limit przekazywania informacji. Kiedy dochodzimy do pewnego momentu, staje się to daremne, tak samo jak czytanie Szekspira neandertalczykowi. To właśnie nazywamy przepaścią megapokoleniową. Zasadniczo, nie możemy przekazywać informacji innym megapokoleniom niż nasze. Słyszą je, ale ich nie rozumieją. Moglibyśmy mówić ich językiem i tłumaczyć ich terminami, ale kierujemy się regułą braku pośpiechu. Lepiej dać cywilizacji czas na zrozumienie wszystkich pojęć. Ewolucja natury oraz ludzkości przebiega bezbłędnie i nie może pójść szybciej. Ta reguła nazywa się zasadą losu: Nie możemy śpieszyć się z naszym przeznaczeniem.
A zatem: fizyczne podróżowanie w czasie nie jest możliwe, ponieważ istnieje tylko jeden wszechświat. Nie ma równoległych rzeczywistości, które by się rozgałęziły z naszej rzeczywistości w przypadku fizycznej podróży w czasie. Przeszłość danej osoby może się zmieniać, ale tylko w pamięci. Nasza obecność jest wykuta w kamieniu, a megainteligencja poprawia nasze życie. Dlatego, bez względu na to, ile informacji wyślemy do przeszłości, osobne teraźniejszości pozostają takie same. Nazywamy to zasadą samorealizacji. Wyobraźcie sobie rozmowę, zmieniającą życie osoby, która wysyła wiadomość oraz życie drugiej osoby, która ją otrzymuje. Jest interakcja. Tak dzieje się z każdą informacją, którą wam przekazujemy. Mógłbym podać teraz imię jednego z moich przodków i poprosić o jego zabicie, a to przyniosłoby konsekwencje w moim życiu, które byłyby większe w zależności od bliskości związku z zamordowanym. Moja obecna egzystencja byłaby wtedy tylko snem, niczym więcej. Nie byłoby równoległej rzeczywistości, ponieważ moje aktualne życie natychmiast przestałoby istnieć takie jakie jest, tak samo jak sny kończą się, gdy się budzimy. Gdyby jednak ktoś z was sam dowiedział się, kim był jeden z moich krewnych i zabiłby go, nic by się dla mnie nie zmieniło. Po prostu urodziłbym się z innej linii przodków, a moja świadomość pozostałaby taka sama. Byłoby identycznie, gdybyście zabili mojego ojca po moich narodzinach: moja świadomość nie byłaby zagrożona.
Zjawisko to nazywa się prawem dyskrecjonalnym: tylko my możemy zdecydować o zmianie naszej przeszłości lub przyszłości i musimy być świadomi tych zmian; inaczej wyglądałoby to tak, jakby w ogóle nie miały miejsca. Wyobraźcie sobie odwrotną sytuację, w której ktoś wie, że w niedalekiej przyszłości dojdzie u was do paraplegii w wypadku, więc postanowi zapobiecby do waszej niefortunnej podróży nie doszło, ratując was w ten sposób od kalectwa. Dla was nadal istniałaby tylko jedna rzeczywistość: ta, w której wciąż możecie chodzić. Wówczas wasz wybawca, korzystając ze swojej dyskrecji, mógłby wam opowiedzieć o waszej drugiej rzeczywistości: tej, w której jesteście paraplegikami. Wtedy mielibyście wyimaginowany wgląd w waszą drugorzędną rzeczywistość, ale nadal nie moglibyście nią żyć. Dokładnie to samo stałoby się, gdyby niektórzy z was zdecydowali się zabić jednego z moich przodków i zapisać to gdzieś. Gdybym to przeczytał i otrzymał informację, że mój przodek został unicestwiony, mógłbym wyobrażać sobie, jakie byłoby moje życie, gdybym urodził się z tej linii przodków, ale moja obecna egzystencja nie zmieniłaby się, może poza drobnymi szczegółami, które i tak zostałyby zapomniane.
A teraz wyobraźmy sobie najbardziej skomplikowaną sytuację: podaję wam imiona moich rodziców, ujawniając w ten sposób swoją tożsamość i naruszając prawo dyskrecjonalne. Moglibyście ich wtedy zamordować, zanim się urodziłem ale nadal bym żył, tyle że miałbym innych rodziców. Odtąd moje życie drastycznie by się zmieniło, ponieważ pamiętałbym o moich oryginalnych rodzicach, którzy zginęliby przez moją nieroztropność, oraz o zderzającej się rzeczywistości moich nowych rodziców. A gdybyście zrobili jeszcze lepiej: zabijając mnie, gdy byłem młodszy, natychmiast przestałbym istnieć. Jednak, wszystko, co zrobiłem do momentu w którym naruszyłem prawo dyskrecjonalne wciąż by istniało, ale od momentu, gdybyście mnie uśmiercili, bez względu czy gdy byłem młodszy czy w czasie gdy piszę te słowa, wtedy przestałbym istnieć. Od momentu, w którym mnie zabijecie, nieważne, czy zrobicie to, kiedy byłem dzieckiem, czy teraz, kiedy rejestruję te słowa, zabijecie moją świadomość, ale nie moje istnienie. Jakaś inna świadomość przejmie moje istnienie i zamieszka na moim miejscu. To tak, jakby istnienie mogło zapanować nad czasem. Albo, jak to ujmujemy w zasadzie kontinuum czasu życia: istnienie przeważa nad czasem.
Podróże w czasie to nie fizyczne podróże, ale raczej pamiętanie o przyszłości. Kontinuum czasoprzestrzenne zapętlając się umożliwia wgląd w swoją przyszłość, ale nie można jej zmienić, tak samo jak nie można zmienić własnej przeszłości. To właśnie Grecy bardzo dobrze rozumieli: fatalizm naszego przeznaczenia. Zasada entropii wymaga porządku we wszechświecie: Bóg nie gra w kości. Kartezjusz powiedział: Myślę, więc jestem. Dzisiaj mówimy: Istniejemy, dlatego stworzono dla nas wszechświat. Nazywa się to również: instynktem Boga. Sam fakt, że wierzymy i szukamy nadrzędnej siły porządkującej nasze życie, jest dowodem jej istnienia. Tak samo jak wtedy, gdy czujemy chłód wiatru czy ciepło słońca. Nasza inteligencja musiała być stworzona na podobieństwo tej wyższej siły; w przeciwnym razie komunikacja nie byłaby możliwa. Czy to możliwe, że stworzenie posługuje się językiem, którego twórca nie rozumie? Przez twórcę mam na myśli: naturę. Nie ma co do tego wątpliwości, że ona jest kreatorem, ponieważ dziś wiemy, że nie da się jej odtworzyć w pełnej twórczej sile. Zdajemy sobie sprawę, że komunikujemy się z naturą, ponieważ mamy zmysły, które ją wychwytują, pozwalają nam odtworzyć i przekształcić ją, co jest podstawową komunikacją. Tak więc, zgodnie z zasadą entropii, obserwowalny wszechświat implikuje obserwatorów. Oznacza to, że jesteśmy niezbędni we wszechświecie; co więcej, jesteśmy naturalną konsekwencją obserwowalnego wszechświata. Nie jesteśmy przypadkiem, mamy przeznaczenie: ewolucję i oświecenie.
W tym miejscu dzisiaj wyznaczamy granicę. W waszym tysiącleciu mówiono o wieloświatach, co sugerowało, że niektóre wszechświaty mogą nie sprzyjać inteligentnemu życiu. Ale nawet gdyby te wszechświaty istniały, jaki byłby ich cel; a gdyby nikt nie mógł ich obserwować, czy by istniały? Czy samo istnienie nie implikuje komunikacji? Czy możemy istnieć w oderwaniu od innych podmiotów? Czy możemy mieć świadomość bez świata, w którym można ją odzwierciedlać? W tym miejscu teoria wieloświatów rozpada się. Właściwie to tak, istnieje niezliczona ilość wieloświatów w naszej wyobraźni. Tyle, na ile pozwala wyobraźnia. Tylko w ten sposób mogą istnieć: hipotetycznie. Aby się zmaterializowały, musiałyby wejść do naszego wszechświata i być dla nas obserwowalne, a zatem po prostu stałyby się jednością z naszym wszechświatem. Jeśli jednak nie mogą być dla nas obserwowalne, to nie istnieją dla nas. Co jest prostą tautologią: Istnieją wszechświaty równoległe, to znaczy istnieją niewszechświaty, których nie możemy obserwować. To to samo, co powiedzenie: Są latające świnie, których nikt nie może zobaczyć. Idea wieloświatów jest zwykłym rozumowaniem kołowym.
***