Dziś zastałem Valentina w innym nastroju. Był ponury, choć nadal przyjazny. Cieszył się, że mnie widzi, ale nie mógł ukryć swojego przygnębienia. Wyglądało jakbybył zadowolony, iż mnie zaraził swoim nastrojem. Bez żadnej zachęty z mojej strony zaczął wylewać swoje myśli. To było bezprecedensowe w moim życiu. Nie miał dystansu ani szacunku dla własnej intymności. Zbojkotował się emocjonalnie i próbował wykorzystać mnie jako wspólnika, a jednak słuchanie tego było hipnotyzujące. Zaczął od powiedzenia mi, że jest samotny i sfrustrowany, ponieważ żadna kobieta, którą kiedykolwiek spotkał, nie potrafiła przystosować się do jego wrażliwości. Generalnie prowadzi odosobnione życie, ponieważ nie może się dopasować do społeczeństwa. Psychiatrzy uznali go za nieco niebezpiecznego dla siebie i innych. Poradzili mu, dla jego własnego dobra, aby jego autodestrukcyjne zachowanie było w jak największym stopniu izolowane i neutralizowane. Dlatego pracuje z końmi, ze względu na ich terapeutyczne właściwości. Powiedział mi, że tak naprawdę jest urodzonym muzykiem i to byłaby jego kariera, gdyby nie jego stan psychiczny. „Najwyraźniej muzyka nie uspokaja bestii tak bardzo jak konie” – zażartował sarkastycznie. Był praktycznie zmuszony do pracy i życia na terenie ujeżdżalni, a przestał dawać koncerty, bo ludzie za bardzo go denerwowali. Zamiast tego w wolnych chwilach poświęca się komponowaniu piosenek. Zagrał na gitarze utwór, który właśnie skomponował i, szczerze mówiąc, była to najpiękniejsza melodia, jaką kiedykolwiek usłyszałem. Zapytałem go, czy czasami dodaje do nich teksty, a on bez ogródek odpowiedział: „Wszystkie mają teksty, ale ludzie ich nie rozumieją, więc śpiewam je milcząco”. Oczywiście jest z jego strony uraza; społeczeństwo go nie rozumie, więc ma ambiwalentne podejście do swoich dzieł. Z jednej strony pomagają mu wyładowywać silne emocje, a z drugiej czuje, że marnują się na ludzi, którzy nie doceniają jego osoby. Powiedział jednak: „Wciąż mam nadzieję, że moje piosenki mnie zbawią i nauczą ludzi patrzeć trochę z mojej perspektywy, abyśmy mogli mieć prawdziwe połączenie”.
Teraz muszę wyjaśnić coś o naszej epoce, która różni się od waszej. Na początku waszego tysiąclecia duży nacisk położono na różnorodność i tolerancję jako klucze do społeczeństwa, ale ten paradygmat szybko stracił impet i powrócił do normy. Społeczeństwo w waszej erze wciąż pozbywa się plagi, która nękała je od tysiącleci: negatywnej dyskryminacji. Problem polega na tym, że ludzie nie rozumieją jeszcze pojęcia pozytywnej dyskryminacji, więc odbiegają od tej kwestii tylko by popaść w relatywizm. Pobłażliwość jest na porządku dziennym, rodzajem de facto nihilizmu: nie ma uniwersalnego dobra i zła, ale coś jest dobre dla kogoś, a złe dla kogoś innego. W ten sposób moralność i etyka po prostu wychodzą z użycia. Ludzie stają się jeszcze bardziej fanatycznie religijni, aby spróbować to zrekompensować; opierają się na swoich wymyślonych bogach, próbując znaleźć ukojenie z braku pewności moralnej, która panuje w społeczeństwie. Żyjecie, w zasadzie, w nowym Ciemnym Wieku. Odrodzą się stare religie, a z powodu nieprzejednania, protestantyzm zwycięży katolicyzm, który jest zbyt łagodny, by w takich czasach przetrwać. Ludzie nie traktują tego wyznania wystarczająco poważnie i dlatego zacznie być na równi traktowany z astrologią. Ale protestantyzm i nowe religie przejmą władzę i będą moralizowały społeczeństwo. Potrwa to prawie wiek, aż ludzie zrozumieją, że dyskryminacja wcale nie jest zła, ale konieczna.
Dyskryminacja pozytywna była ruchem artystycznym i filozoficznym, który rozpoczął się w połowie dwudziestego drugiego wieku. Zlikwidowała cały obskurantyzm religii, dopóki nie zostały oddarte z ezoteryzmu i pozostał z nich tylko rozsądek i etyka. Następnie przyjęto uniwersalny system etyczny. Świat był już mocno zglobalizowany, więc nastąpiło to szybko. Niektórzy ludzie odrzucali tę nową etykę lub częściowo się z nią nie zgadzali, ale ona przetrwała i została ukształtowana przez intelektualistów z całego świata. Narodził się nowy okres oświecenia i ludzie byli znowu zainteresowani poznaniem tego, co mają do powiedzenia filozofowie. Debaty o istnieniu i nieistnieniu, moralność kontra etyka, miały większe znaczenie niż stare dyskusje o islamie kontra chrześcijaństwie czy komunizmie kontra kapitalizmie. Społeczeństwa zaczęły skupiać się na rzeczach, które mają znaczenie. Od tego czasu całe czas istnieje dana uniwersalna moralność, która może jednak być trochę odmienna w różnych jednostkach, stąd termin: pozytywna dyskryminacja.
Nie mówimy dziś, że bycie mięsożercą i bycie wegetarianinem to równorzędne etyczne wybory, ale wiemy, że jedzenie mięsa jest etycznie niższe. Najpierw akceptujemy tę hierarchię, a dopiero potem tolerujemy to działanie. Nic nie jest już względne, ale wszystko ma wartość etyczną. Homoseksualizm nie jest genetycznie wyleczony, ponieważ nie jest chorobą, której należy się pozbyć. Dopuszczamy to u osób które się takie urodziły, ale wiemy, że homoseksualizm ma niższą wartość dla społeczeństwa niż heteroseksualność i to jest prosta matematyka: Homoseksualizm przyczynia się do poprawy społeczeństwa, zapewniając różnorodność, ale gdyby wszyscy urodzili się z tą skłonnością, prokreacja byłaby wielkim problemem. Nie oznacza to, że osoby odmiennej orientacji są niedoceniane; wręcz przeciwnie, są wysoko cenione w społeczeństwie. Ale homoseksualizm jest uważany za dewiację lub dziką kartę, która mogłaby radykalnie zmienić społeczeństwo, gdyby stała się głównym nurtem. Dlatego jest odróżniane, to znaczy pozytywnie dyskryminowane, od heteroseksualności. Ale znowu to prosta matematyka, bo homoseksualiści to mniejszość, ale gdyby stali się większością, na co pozwala nasz system społeczny, to paradygmat by się zmienił i heteroseksualność stałaby się etycznie niższa, czyli niebezpieczna dla status quo społeczeństwa. Nie jest to bynajmniej relatywizm, ale raczej pragmatyczna etyka. Od momentu, gdy etyka, a nie wymyślony bóg, kieruje moralnością, wszystko staje się bardziej logiczne. Moralność ewoluuje tak samo jak etyka, ale to nie znaczy, że wszystko jest względne; oznacza to po prostu, że nie wiemy, jak będziemy rozwijać się jako istoty ludzkie, a nawet gdybyśmy wiedzieli, nie można narzucić ludziom moralności. Może w przyszłości wszyscy będziemy androgeniczni, a nawet aseksualni, ale na razie paradygmatem jest heteroseksualność.
Zapytałem Valentina, czy jest w stanie poradzić sobie ze swoją wrażliwością i spróbować przystosować się do społeczeństwa. Powiedziałem mu, że pomimo naszego stanu psychicznego, wszyscy możemy zmienić niekorzystne dla nas postawy, a on odpowiedział:
„Kiedy ktoś trzyma cię na muszce i prosi o pieniądze, czy czujesz się wolny?”
„Nadal możesz tego nie robić. – Powiedziałem – Zawsze masz wybór”.
„Tak, w tym przypadku ryzykując życiem. Ale czy to prawdziwa wolność?”
„Wierzę, że wolność zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem. Możesz mówić, co myślisz, ale komuś może się nie spodobać i zabije cię za to. Możesz wyjść z domu, ale zaryzykujesz, że ci się przytrafi wypadek na ulicy. Korzystanie z wolności zawsze wiąże się z ryzykiem”.
„Tak, dokładnie o to mi chodzi. Ryzyko, w przypadkach, które opisujesz, jest minimalne w porównaniu do potencjalnych zysków. Dlatego są to działania swobodne, ponieważ obie możliwości są równie korzystne: możesz zamknąć się i żyć w spokoju lub wyrazić swoją opinię i narazić się na konfrontacje. Mogę wygodnie siedzieć w domu lub wyjść, aby zyskać coś od świata zewnętrznego. Ale jeśli ktoś musi wybierać między zdrowym jedzeniem a trucizną, jest to błędny wybór, ponieważ wtedy pytanie przestaje brzmieć: Co wolę spożyć? i staje się po prostu: chcę żyć, czy nie? A jeśli zasugerujemy, że większość z nas ogólnie chce żyć, to w ogóle niewybór. Jesteśmy zmuszeni do czegoś, tak samo jak zwierzęta są skazane do polowania by mieć posiłek lub ukrywania się przed drapieżnikami. Wtedy nie ma rzeczywistej wolności.”
„Ale w tym szerokim znaczeniu, zawsze jesteśmy zmuszeni. Hormonykierują naszymi wyborami, na przykład popychają nas do lubienia kogoś bardziej niż innych osób a kubki smakowe sprawiają żesmakują nam niektóre potrawy a inne nie przypadną nam do gustu. To tylko determinizm. Wtedy w ogóle nie ma wolności.”
„A jednak jest. Świadczy o tym fakt, że możemy wybrać dla siebie złe rzeczy. Na przykład, zażywanie substancji osłabiających organizm, co wzmaga podatność na choroby, lub również rezygnacja z komfortu, by walczyć w imię jakiegoś ideału. Takie postępowanie można uzasadniać determinizmem w wiarę w otrzymanie w zamian korzyści. Prawdą jest, że narkotyzowanie się daje natychmiastową satysfakcję a trzymanie się swoich zasad zapewnia siły emocjonalne, wszystko to w ramach nadal swobodnego wyboru, jeśli zdawano sobie sprawę z grożącego niebezpieczeństwa, a mimo to podejmowano świadome ryzyko, a nie jak osoba, która zjada trującego grzyba, myśląc, że jest jadalny. Dokonując dla siebie złego wyboru, korzystali z ostatecznej wolności. Oto paradoks wyboru: jest determinizm w niewolnikach, którzy nie chcą uciec, ale nie ma w niewolnikach, którzy uciekają. Ci pierwsi w zasadzie nie mają innego wyjścia, jak tylko być niewolnikami. Wiedzą, że zostaną pobici lub zabici, jeśli spróbują uciec, więc nie ma dla nich prawdziwej wolności wyboru, ponieważ ryzyko jest zbyt duże: są przeznaczeni by zostać zniewolonymi. Ale niewolnicy, którzy uciekają, podejmują ryzyko, odzyskując wolność nie od momentu udanej ucieczki, ale od chwili, gdy postanowią uciec. W ten sposób wolność rodzi się z determinizmu: kiedy decydujemy się wszystko stracić, aby zyskać coś, co jest poza naszym obecnym zasięgiem. Rozumiesz?”
Doskonale rozumiałem i byłem zachwycony bystrym umysłem Valentina. Jego logika była rozsądna, choć nie sprzyjała niczemu pozytywnemu. Nie było żadnego praktycznego zakończenia jego toku myśli, jakkolwiek piękny mógłby być. Tak jak teorie Marksa zostały nadużyte przez despotyczne, komunistyczne reżimy, a ezoteryczne myśli Nietzschego prowadziły do relatywizmu moralnego, myśli Valentina, choć zdrowe, były z natury niebezpieczne ze względu na ich zmętnienie. Takie niejednoznaczne myśli mogą prowadzić do pozytywnych lub negatywnych wyników, w zależności od ich interpretacji, a to jest przestępstwem w dzisiejszym społeczeństwie: filozofowie są odpowiedzialni za swoje myśli, tak samo jak architekci odpowiadają za zaprojektowany przez siebie budynek. W przeszłości wiele tekstów filozoficznych było podatnych na błędną interpretację, co czyniło je tak niebezpiecznymi jak nóż w dłoni małpy, ponieważ nie ma wątpliwości, że nadal jesteśmy tylko małpami. Ale my, małpy z przyszłości, nauczyłyśmy się odkładać nóż. Współcześni filozofowie nie pozostawiają otwartych zakończeń, jeśli chodzi o myśli. Nie próbują mówić rzeczy dających do myślenia, ale starają się wyjaśniać swoje rozważania. Nie wpadają w pułapkę intelektualnej próżności, pozostawiając nierozwiązane zagadki, ale pragną wzbogacić społeczeństwo, praktykując nauki Lao Tzu: aby kogoś prowadzić, idź za nim, a nie przed nim.
***